Polacy wyrzucają miliony ton jedzenia
Co tydzień na europejskie wysypiska trafia ponad 1 mln ton produktów spożywczych, grzmi Eurostat.
Co ważne, marnotrawstwo nie jest wyłącznie domeną gospodarstw domowych, gdyż te odpowiadają tylko za połowę strat. Jak się okazuje producenci, sklepikarze i restauratorzy wyrzucają do kosza setki tysięcy ton jedzenia.
Prawie 57 mln ton żywności w Europie trafiło na wysypisko śmieci w 2020 roku. Możemy tylko szacować, jaka była wartość artykułów spożywczych wyrzuconych do kosza. Dobrą ilustracją tego, jak bardzo kosztowne jest marnotrawstwo, może być porównanie do importu produktów żywnościowych do UE. W 2021 kraje Unii zaimportowały dokładnie 138 mln ton produktów rolnych, które kosztowały 150 mld euro. Liczba wyrzucanego jedzenia stanowi niemal połowę tego wolumenu. Do kosza lecą miliardy euro.
Kosze pełne jedzenia
Jak wykazała analiza Eurostatu, najmniej jedzenia wyrzucają Słoweńcy, 68 kg na obywatela. To niemal dwa razy mniej niż statystyczny Europejczyk (127 kg). Najwięcej produktów spożywczych marnują Cypryjczycy, aż 397 kg per capita. Tuż za nimi uplasowała się Dania – 221 kg na mieszkańca. Co ciekawe, za tak wysokie wartości nie odpowiadają wyłącznie gospodarstwa domowe. Statyczny Cypryjczyk i Duńczyk marnuje odpowiednio 71 kg i 79 kg jedzenia. Zdecydowanie mniej ekologiczni i ekonomiczni są Włosi (109 kg) i Portugalczycy (124 kg).
Gdzie leży problem? W przypadku Cypru i Danii wąskim gardłem jest produkcja żywności. Ten obszar, w obu przypadkach, generuje niemal połowę strat. – Mówiąc o marnowaniu jedzenia, myślimy wyłącznie o gospodarstwach domowych. A to błąd, bo straty są na każdym etapie. To, co zaskakuje, to jednak spory bilans strat po stronie producentów i dystrybutorów produktów spożywczych. W skali całej Unii na każde 100 kg odpadów, aż 45 powstaje, zanim zostanie kupione. – ocenia Sebastian Rok, Pre Sales Manager z BPSC, firmy dostarczającej rozwiązania IT dla m.in. producentów spożywczych. – To sygnał, że gdzieś mamy problem, bo te kilogramy nie wyparowały. – podkreśla.
Ponad sto na Polaka
Na tle niechlubnych liderów, Polacy wydają lepiej, ale do modelu zero waste jeszcze nam daleko. Na głowę Kowalskiego przypada 106 kg zmarnowanej żywności, to 16 miejsce na 24 badane kraje (nie wszyscy członkowie UE zostali uwzględnieni). Ponad połowa strat (60 kg) generowana jest w polskich domach. Za resztę utraconych kilogramów odpowiadają inne obszary.
Najbliżej modelu zero waste są rodzimi restauratorzy. Ponad 190 tys. zmarnowanych ton to dużo, ale po przeliczeniu na jednego obywatela 5 kg, to stosunkowo dobry wynik. Dużo większy problem ma branża handlowa. Sklepy i sieć dystrybucyjna marnują ponad 320 tys. ton produktów spożywczych – 8 kg per capita. Jest to o tyle ciekawe, że handlowcy posiadają rozwiązania pozwalające na monitoring żywności. Traceability w retailu jest bardzo rozwinięte, a handlowcy mają do dyspozycji narzędzia IT, które pozwalają im precyzyjnie monitorować całe łańcuchy dostaw.
Problemy od początku
Produkcja początkowa, czyli rolnictwo i rybołówstwo odpowiadają za największe straty nad Wisłą. W tym obszarze powstaje 17 proc. wszystkich strat. W wartościach bezwzględnych daje to ponad 670 tys. ton, co w przeliczeniu na Polaka wynosi aż 18 kg. – Duże straty na tym etapie są trudne do wyeliminowania. Istnieją znaczne bariery, które ograniczają wdrożenie technologii cyfrowych na początkowym etapie produkcji. Zdecydowanie więcej można zrobić w zakładach produkcyjnych. Tam o oszczędności łatwiej. – tłumaczy Sebastian Rok.
Produkcja ze stratą
W polskich zakładach produkcyjnych traconych jest ponad pół miliona ton produktów spożywczych. To 6. rezultat w badaniu, ale w przeliczeniu na mieszkańca Polska wypada znacznie lepiej, bo to 15. wynik w UE. Per capita marnujemy znacznie mniej niż bogatsze i bardziej zdigitalizowane kraje, takie jak Dania (102 kg), Niderlandy (59 kg), czy Francja (29 kg). Z czego to wynika?
– Polski przemysł spożywczy to wschodząca gwiazda w zakresie digitalizacji. W ostatnich latach zakłady mocno się ucyfrowiły, co pozwala na redukcję odpadów – tłumaczy Sebastian Rok i opisuje: – W procesie produkcji generowane są produkty uboczne. Część to odpady, ale czy wszystkie? Identyfikacja obszarów, w których dochodzi do największych strat to wyzwanie dla producentów żywności. Tu z odsieczą przychodzi IT. Absolutną podstawą jest tzw. ścieżka produktu, za pomocą której, przeprowadzamy identyfikację składników w dwóch kierunkach: od wyrobu gotowego do konkretnych surowców i w kierunku przeciwnym. – kończy ekspert z BPSC.
Filar efektywności
Filarem wysokiego poziomu efektywności i jakości produkcji w sektorze spożywczym jest kontrola procesu produkcji. A ta, polega na zastosowaniu adekwatnego oprogramowania pozwalającego lokalizować i identyfikować produkt spożywczy na każdym etapie wytwarzania lub łańcucha dostaw. Można dzięki temu upiec wiele pieczeni na jednym ogniu. Zredukować straty, być bardziej ekologicznym i ekonomicznym. Bo ostatecznie każdy kilogram straty to koszt zarówno środowiskowy, jak i operacyjny.